Przyłącz się!
Dziennik z Wyprawy:
Dzień pierwszy:
Dzisiaj zamierzam wyruszyć na drogę, może uda mi się kogoś napaść. Schowałem znaczną ilość talarów ukrytych w jarzynach na targu przy stoisku numer 5658. Napewno ich tam nikt nie znajdzie. Ze stoiska z bronią ukradłem tarczę, gdy właściciel poszedł coś kupić. Teraz wyruszam z Tarnowa na drogę. Tak czy siak musze dotrzeć do Krakowa, ale odrobina odpoczynku nikomu nie zaszkodzi. Droga będzie długa i niebezpieczna. Ciekawe co się wydarzy w nocy?
Dzień drugi:
Gdy tylko opuściłem bramy Tarnowa, nadeszła straszna ulewa, chyba oberwanie chmury. Szybko schroniłem się pod pobliskim bukiem. Deszcz padał i wydawało sie że nigdy nie przestanie. Z nudów wystrugałem sobie flet.
Wieczorem wreszcie przestało padać, ruszyłem w dalszą drogę. W nocy zrobiło się niebezpiecznie, na dodtaek utknąłem na jakimś bagnie. Nie wiedziałem że droga do Krakowa będzie taka trudna. Rozpaliłem ognisko gdzieś na suchym "polu". Mam nadzieję że wilcy mnie nie zjedzą, zresztą mam przy sobie kij i ogień i.. tarczę. Idę spać zobaczymy co będzie dalej.
Dzień trzeci:
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie co to będzie? Tego dnia nie było za wesoło. Obudziłem się rano o brzasku, nagle zobaczyłem że krzaki się ruszają. Pomyślałem "wilcy", napewno jakiś wilk przechodzi obok, albo grupka, albo wataha. Chwyciłem za kij i zasłoniłem się tarczą. Konar buka wsadziłem do gasnącego ogniska, który po dłuższej chwili zapalił się. Ku mojemu zdziwieniu z krzaków wyleciał jak z procy opętany człowiek, jego oczy były czerwone niczym pomiot piekielny. Gnał na mnie z żądzą krwi. Jednak ja nie jestem nowicjuszem w walce więc szybko zasłoniłem się skradzioną tarczą, a ten rył po niej pazurami. Gijem uderzyłem go prosto w bark, a nastepnie w twarz. Złamałem mu nos i uszkodziłem prawę ramię. Opętany począł rzucać we mnie chlebem, workami prosa i mieszkiem pełnym złota. Znów uderzyłem go kijem, a on wydał z siebie tylko głośny ryk i uciekł gdzieś w stronę Tarnowa przez bagno. Na "pobojowisku" znalazłem kartkę z napisem "Alan468" to napewno imię tego nieszczęśnika, straszne co szatan może zrobić z człowiekiem. Odmówiłem na wszelki wypadek Modlitwę, a nastepnie przeliczyłem "znalezione" złoto i jedzenie było to około 47 złotych talarów, pięć chlebów, sześć worków prosa i duża drabina. Odpocznę pod tym dębem i pomyślę co dalej robić.
Offline